Rayman Fanon Wiki
Advertisement
RZB-Plakat

Prolog[]

Las Czystych Liści...

Głucha cisza nocna rozpoczęła się na rozdrożu. Ciemność otuliła Krainę Snów, a Lumsy były jedynymi punktami światła. Tą ciszę zakłócił szelest, a po chwili odgłos kroków. Tajemnicza postać poruszała się z wielką prędkością i zręcznością. Skacząc po drzewach, szybko przemierzał tereny Las Czystych Liści. Spojrzał w tył. Nie zauważył nikogo. Odetchnął. Nagle zatrzymał się i skoczył. Gdy znajdował się nad drzewem, użył swej zdolności latania, aby lewitować w powietrzu. Rozejrzał się. Trudno było cokolwiek zobaczyć, kiedy Lumsy oświecały małe rejony. Istota ta była bardzo dziwna. Tułów nie był połączony z żadnym innym fragmentem ciała osobnika. Jego uszy służyły mu obecnie za helikopter. Nosił fioletową bluzę z czerwonym kapturem, pomarańczowe buty z białymi podeszwami oraz rękawice, zatopione w bieli. Rayman odwrócił się, nadstawiając swoje wirujące uszy. Ponownie szelest. Promienisty stworek wiedział, że lewitowanie nie jest teraz bezpieczne. Jego uszy przestały wirować, a Rayman spadł. Wylądował na gałęzi drzewa, omal jej nie łamiąc. Rozejrzał się ponownie. Szelest był coraz głośniejszy. Przygotował swoje dłonie, gotowy do ataku. Nagle szum. Rayman zeskoczył z gałęzi, unikając kuli energii, która zmierzała w jego kierunku. Kula uderzyła w drzewo, prawie łamiąc je wpół. Rayman wylądował, utworzył w swoich dłoniach wielką kulę energii i cisnął nią w pobliski krzak. Z rośliny wyskoczyła tajemnicza postać. Dzierżyła w dłoniach dwa potężne miecze, a jej lice zasłaniał biały kaptur, połączony z płaszczem. Całe ciało osobnika ukryte było pod cieniem tajemniczości. Nagle osobnik zniknął. Rayman znał tą sztuczkę. Skoczył w górę, akurat wtedy, kiedy napastnik pojawił się z tyłu i wykonał cięcie. Jego żółte, pozbawione źrenic oczy powędrowały na górę, gdzie osobnik zauważył spadającego na niego Raymana. Po chwili pięść bohatera Rozdroża spoczęła na twarzy jego oponenta. Postać przewróciła się, jednak wykonała przewrót w tył i stanęła na równe nogi. Po chwili bronie tajemniczej postaci zniknęły.
– Nooo... Rayman. Jest coraz lepiej... – odparł Light, patrząc na Raymana. Ten tylko uśmiechnął się i odparł.
– Taaa.. I tak stoisz. Te ciągłe treningi... Ech... Nadal nie mogę cię pokonać!
Nagle obaj usłyszeli grzmot. Skoczyli na koronę drzew i rozejrzeli się.
– Light, coś się dzieje w Wieży Leptysa!!! – krzyknął Rayman.
– To... światło... mnie... oślepia!! – odpowiedział Light.
Nagle potężna fala światła rozświetliła całe Rozdroże, oślepiając Raymana i Lighta.

Rozdział 1: Blask[]

Kaszlnął. Gdy ponownie wrócił jego wzrok, zauważył plamę krwi na trawie. Jego krwi. Rozejrzał się. Kark strasznie go bolał, utrudniając ruch. O czym on myślał? Przecież on nie ma karku! Jednakże ból był okropnie silny. To, co zobaczył, zaskoczyło go. Powalone drzewa były doszczętnie zwęglone. W niektórych częściach trawa jeszcze dymiła, co wskazywało na to,że niedawno płonęła. Rayman wstał i spojrzał w prawo. Zauważył ciało swojego towarzysza. Jego płaszcz był zabarwiony ciemno-czerwonym płynem, a ze skrawków materiału ulatniała się szara chmura, dym. Najwidoczniej Light był w polu rażenia tego... czegoś. Promienisty bohater próbował dobiec do nieprzytomnego przyjaciela, lecz nie zwrócił uwagi na swoje rany i już po chwili był na równi z gruntem. Mokra trawa nawilżyła jego twarz, całkowicie go pobudzając. Zaczął, w pozycji leżącej, zbliżać się do kompana. Gdy był już dostatecznie blisko, zmienił jego pozycję i teraz Light leżał na plecach. Jego żółte oczy były zamknięte, a szaty spalone w niektórych fragmentach. Ray zaczął reanimację przyjaciela. Nagle usłyszał, jak jego kompan kaszlnął.
– Light! – krzyknął zadowolony Rayman.
– Jakieś... byle światełko... mnie... nie zabije. To byłaby... plama na moim... honorze – wydusił z siebie osobnik w płaszczu. Jego żółte oczy otworzyły się szerzej i spojrzały na Raymana. Bohater Rozdroża odetchnął z ulgą. Po chwili Light wstał. Zrobił rekonesans wzrokiem, zatrzymując głowę po dwóch minutach. Jego uwagę przykuł pewien punkt. Promienisty stworek podążył za wzrokiem przyjaciela, aż w końcu jego oczy spoczęły na Wieży Leptysa. To, co ujrzał, zdziwiło go, wręcz zszokowało. Ze szczytu wieży wydobywał się słup ciemnożółtego światła, które wydawało się niszczyć punkt kultu Boga Knaarenów.

Light przeraził się. Czuł tę energię na swoim ciele. Był zaskoczony potęgą tej mocy, skoro wpływała ona na ciężkość powietrza.
– Ruszajmy! – oznajmił. Rayman tylko przytaknął i już po chwili biegli w stronę Wieży. Ray wytworzył w dłoni kulę energii, aby oświetlić im drogę, ponieważ wszystkie Lumsy uciekły w popłochu. Im bliżej byli Wieży, tym bardziej Light odczuwał moc tej nieznanej energii.
Była potężna, bardzo potężna. Lęk skrytego osobnika przemienił się w grozę, która rzadko opanowywała Lighta. Instynktownie przyśpieszył, a Rayman próbował dotrzymać kroku przyjacielowi. Już niedługo byli u podnóża miejsca spoczynku Leptysa...

Advertisement